wtorek, 29 lipca 2014

Twoje słowa w mej głowie, noże wbite w me serce.

Śmierciożercy wciąż poszukiwani- Prorok Codzienny
Bestie muszą zapłacić za swoje zbrodnie- Niecodziennik
Sługi Czarnego Pana na wolności, niebezpieczeństwo czai się tuż za rogiem- Kulisy Świata Magii

Patrzyłem na rozwrzeszczane nagłówki gazet z wymuszaną obojętnością. Minęło już tyle tygodni, a prasa wciąż nie znalazła nowego tematu, którym mogłaby się zająć. Mimo tej rutyny, którą karmiono mnie każdego dnia, słowa wciąż bolały. Zupełnie jakbyśmy wszyscy mieli wybór, by być kimś innym, jakbyśmy sami kształtowali swój los. Uśmiechnąłem się gorzko, odpychając od siebie bezwartościowe kartki, których szelest roznosił się po opustoszonej Wielkiej Sali. Było bardzo wcześnie, większość osób jeszcze spała, gdy ja przychodziłem, by zjeść w samotności i ruszyć do pracy. Lubiłem tą formę odskoczni od rzeczywistości, monotonii będącej kluczem do przetrwania. Dzisiaj wszystko się skończyło, wieczorem do zamku miała napłynąć fala dzieciaków gotowych na wstąpienie do tego świata, gotowych na przyjęcie do swojego życia Hogwaru i znajdującej się w niej magii. Powoli przyzwyczajałem się do tej myśli, byłem niemal gotowy na szepty, śmiechy, wyzwiska i niebyt konstruktywną krytykę. Tym właśnie cechowało się towarzystwo ludzi, nawet tych, których uważałem za przyjaciół. Dźwięk otwieranych drzwi sprawił, że zadrżałem wyrwany ze swoich rozmyślań nad ironią tego świata.
- Wczoraj nie przyszedłeś, a dzisiaj się spóźniłeś Harry- stwierdziłem, wzdychając głośno i ręką wskazując miejsce naprzeciwko siebie. Spojrzałem na wyłaniającego się spod peleryny Pottera uśmiechającego się przepraszająco.
 - To nie do końca moja wina Draco. Sam widziałeś co działo się wczoraj w salonie. Hermiona i Ron zauważyli, że ktoś ich obserwował na szczęście cię nie rozpoznali. Gdybym wtedy wybiegł, by się z tobą spotkać mogłoby to wzbudzić pewne domysły, nie sądzisz? - patrzył na mnie pytająco sprawiając, że chcąc nie chcąc musiałem przyznać mu rację. Cholera, mimo wszystko nie lubiłem tego robić.
- Niech ci będzie- rzuciłem, po chwili posyłając mu uśmiech- swoją drogą nie spodziewałem się, że takie rzeczy mogą dziać się w dormitorium poczciwych Gryfonów- nuta ironii w moim głosie sprawiła, że Harry się skrzywił choć, niewątpliwie, próbował zapanować nad tym odruchem.
-Nie dowcipkuj Malfoy, nie masz do tego prawa. To, że ja wiem jaki jesteś i jaki na prawdę byłeś nie znaczy, że inni wybaczą ci wszystkie wyrządzone krzywdy tak łatwo.- Po tych słowach zapanowała chwila przygnębiającej ciszy. Po raz kolejny miał rację i choć desperacko próbowałem wmawiać sobie, że to nie może być takie trudne wszystko co powiedział było tym co w głębi duszy wiedziałem.
-Staram się Harry, próbuję. Wiem, że będzie ciężko, bo popełniłem wiele błędów poświęcając się dla dobra sprawy. Wiesz, oboje jesteśmy wybrańcami tylko, że każdy z nas został wybrany do czegoś innego. Ty miałeś poprowadzić do zwycięstwa tych, którzy na nie zasługiwali, a ja miałem być tym, który pokaże co to zwycięstwo największym zwyrodnialcom, tylko od czasu do czasu ratując twoje życie przed Czarnym Panem i resztą śmierciożerców.- Posłałem mu uśmiech, w którym zawarłem całą okazywaną mi przez lata niesprawiedliwość. Brunet uciekał spojrzeniem, aż w końcu wbił je w stół.
-Dlatego ci pomagam, podobno swój pozna swego. Bez znaczenia po ilu latach. Wczoraj, gdy świętowaliśmy koniec odbudowy zamku, profesor McGonagall nie chciała ci tylko podziękować. Miała zamiar uroczyście ogłosić, że zostaniesz prefektem naczelnym Slytherinu. Oczywiście nie sam, ale razem z Pansy, Blaisem i...- Siedziałem zastygły w bezruchu zupełnie ignorując jego dalsze słowa. Nigdy nie sądziłem, że po tym wszystkim co się działo może mnie czekać coś takiego. Zdezorientowany i zaniepokojony patrzyłem na mówiącego chłopaka mrugając z niedowierzaniem. To było niemożliwe, nie po tym wszystkim.
-Czy oni wiedzą? To znaczy... Czy inni się zgodzili- spytałem wciąż niemniej oszołomiony. Harry skinął głową posyłając mi uśmiech.
-Nikt nie był z tego powodu zadowolony. Hermiona, a w szczególności Ron nieźle się kłócili, Neville zemdlał, ale nikt nie byli w stanie podważyć tej decyzji.- To co powiedział wcale mnie nie zdziwiło, ale sprawiło, że mimo chwili radości powrócił smutek.
-A ty? Też się kłóciłeś?- Spojrzałem na niego przechylając głowę na bok, choć w cale nie oczekiwałem odpowiedzi. Byłem w stanie zrozumieć to wszystko, sprzeciwy, gniew i obawę niewątpliwie wynikającą z mojego szaleństwa.
-Nie i jeżeli o to ci chodzi nie będę udawał, że traktuję cię jak najpodlejszą osobę na ziemi, bo na to nie zasługujesz. Masz we mnie przyjaciela, sojusznika i dobrze o tym wiesz.- Wyraz jego twarzy upewniał mnie, że nie kłamie. Szczerość, uczciwość i dobro emanujące od niego sprawiały, że zastanawiałem się czy jest w ogóle zdolny do kłamstwa niezwiązanego z ratowaniem ludzkości. Skinąłem głową dziękując mu tym samym za wszystko co dla mnie robił. Było w tym trochę paradoksu. Harry Potter, mój największy wróg stał się moim przyjacielem dzięki wojnie, w której teoretycznie staliśmy po przeciwnych stronach.
-Dosyć już tych czułości Malfoy. Chyba każdy z nas musi teraz zacząć szykować się na przybycie uczniów- oznajmił i już go nie było. Słyszałem coraz cichsze kroki, a gdy wreszcie drzwi zatrzasnęły się z hukiem wstałem z miejsca, pozbierałem gazety i sam opuściłem Wielką Salę.
Przez kilka następnych godzin gdy inni obecni w zamku budzili się i kończyli ostatnie prace ja zgodnie z poleceniem sprawdzałem czy każde pomieszczenie jest odpowiednio przygotowane i zabezpieczone. Z doświadczenia wiedziałem, że to i tak nie ma sensu, bo dla armii początkujących czarodziejów nie ma rzeczy niemożliwych, przynajmniej jeżeli chodzi o zniszczenia.
Nikt mi nie przeszkadzał, wszyscy byli zajęci swoimi obowiązkami. Przez trzy miesiące, pełne ciężkiej pracy przywracaliśmy dawny blask Hogwartowi jednak do ostatniej chwili nie mogliśmy być pewni tego czy nam się udało. Cała ta niepewność zaczynała działać na mnie destrukcyjnie. Im więcej pojawiało się wątpliwości, tym więcej pojawiało się pytań. Czy warto? Czy to ma sens? Czy znów jestem tylko pionkiem w czyjejś chorej grze?

***
Stałem sam przy brzegu jeziora, wypatrując przebijających się przez gęstą mgłę świateł. Z oddali dochodziły do mnie podekscytowane głosy i śmiechy. Chociaż raz, mimo podenerwowania, chciałem czuć się tak beztrosko, ale mną szargały uczucia, emocje, które powinienem dawno zostawić za sobą. Strach, wściekłość, czemu to zostało. Przecież było już po wszystkim, nikogo więcej do zabicia, nikogo więcej do zranienia. Szczęśliwy, powinienem czuć się szczęśliwy. Tymczasem czekając na wybaczenie, rozdrapywałem rany, myśląc o wolności, przeżywałem przeszłość. Wijąc się w agonii, gubiąc swój cel.
-Płynął!- Głośny okrzyk sprawił, że drgnąłem nieznacznie. Wytężyłem wzrok, po chwili dostrzegając małe światełka. Były jak promyczki nadziei unoszące się w bezgranicznym, nieodgadnionym mroku. Niebawem całe jezioro rozbłysnęło, a mgła rozproszyła się, odwracając noc w dzień.  Odwróciłem głowę w stronę znajomych, Pansy, Blaise, Ron, Hermiona, Ginny i Harry, wszyscy tam byli i choć nie rozumieli mojej roli w wielkim dziele zniszczenia Czarnego Pana, cieszyłem się, że zostali w moim zasięgu. Była to jedna z niewielu chwil, dla których warto żyć. Widok ich radosnych twarzy, świadomość, że to wszystko nie poszło na marne. To wystarczało, by przeżyć kolejny dzień.
Jak długo? Jak długo jeszcze wytrzymam? Ile czasu mi zostało? 
Odszedłem.


 ***

Śniło mi się, że mnie zabrakło, byłaś tak przerażona.
Ale nikt Ciebie nie słuchał, bo nikogo to nie obchodziło.
Po moim śnie, obudziłem się z tą obawą.
Co po mnie zostanie, gdy mój czas dobiegnie końca?

Pomóż mi pozostawić kilka powodów do tęsknoty za mną.
Nie oburzaj się na mnie, a gdy poczujesz pustkę,
Zachowaj mnie w swej pamięci, pomiń całą resztę.

Nie bój się.
Dostałem już lanie, przyznałem się do tego, co zrobiłem.
Na pierwszy rzut oka jestem silny, ale to tylko pozory.
Nigdy nie byłem doskonały, lecz Ty też nie byłaś,
Więc jeśli mnie o to pytasz, chcę, abyś wiedziała.

Gdy nadejdzie mój czas, zapomnij o tym, co zrobiłem źle.
Zapominając o bólu, który nauczyłaś się tak dobrze ukrywać,
Udając, że przyjdzie ktoś inny i ocali mnie przed samym sobą.
Nie mogę być taki, jak Ty.

***
Trochę mnie nie było, ale powracam do pisania. Mam nadzieję, że ktoś tu jeszcze zagląda ^^ Dziękuję za poprzednie komentarze, obserwacje było to sporą motywacją do powrotu. Mam nadzieję, że rozdziałem nie rozczarowałam, jeżeli tak, przepraszam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz